Czy też macie wrażenie, ze wstęp do moich postów zawsze jest taki sam? :) I tym razem niczym Was nie zaskoczę, bo gra z którą przychodzę dzisiaj również jest prze prosta, ale jakże przyjemna. Przynajmniej dopóki nie staniemy na minę, bo dzisiaj o słynnym i niedocenianym obecnie Saperze!
Co takiego było w tej nieskomplikowanej gierce, że potrafiła wciągnąć na długie godziny? Nie mam pojęcia, ale mam nadzieję, że uczniowie również wykażą ten pierwiastek zainteresowania :)
Wszystko drukujemy na grubszym papierze, podklejamy od drugiej strony czymś ładnym i laminujemy. Słówka rozcinamy i układamy tak, jak w Saperze (jedno obok drugiego, w kwadrat albo prostokąt). Uwzględniamy też - oczywiście - bomby. Uczeń podnosi dowolną kartę i musi przetłumaczyć słówko na angielski. Jeśli mu się uda, rzuca kostką i może odkryć tyle kart, ile wyrzucił i oczek. Podnoszone karty musza się stykać z poprzednim słówkiem. Jeśli wyrzucił 6, a aż 6 się nie styka... what a bad luck! Uczeń kontynuuje aż natrafi na bombę. Wtedy zliczamy ile w sumie słówek udało mu się przetłumaczyć i zapisujemy jego wynik. Następny uczeń próbuje pobić wynik kolegi, odkrywając więcej kart i tak dalej.
Co myślicie? Bomba czy niewypał? Ja przekonam się już jutro.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz